Mój Sierpień 80

Mój Sierpień 80
Fot. Adminstrator

Na przełomie lipca i sierpnia tego pamiętnego roku tradycyjnie już spędzałam urlop z mężem i dziećmi w górach, w Zarębku Wyżnim – przysiółku wsi Łopuszna, położonym na szlaku na najwyższy gorczański szczyt Turbacz, gdzie wówczas można było dojechać tylko końmi lub wspiąć się piechotą. Co rano przynosiliśmy zapas wody ze studni, oddalonej o jakieś 300 m., spod której w pogodne dni roztaczał się zachwycający widok na Tatry.

Malownicza, zamożna  wieś Łopuszna  znana była  do tamtego lata tylko ze swoich zabytków: drewnianego góralskiego kościółka i dworu Kazimierza Tetmajera. Dziś kojarzy się nieodzownie z nazwiskiem śp. Ks. Profesora Józefa Tischnera. Ks. Tischner spędzał  w swojej gorczańskiej bacówce każde lato, a w niedziele na sumie w łopuszańskim kościółku głosił kazania. Co niedzielę schodziliśmy do kościółka na sumę o g.11.00.  Msze św. w Łopusznej były dla nas niezapomnianym przeżyciem –  urokliwe wnętrze z unikalną polichromią,  tradycyjne góralskie stroje i piękny, donośny śpiew góralek i górali tworzyły niezwykły nastrój.

Gdy po raz pierwszy usłyszeliśmy kazanie Ks. Tischnera, byliśmy zdumieni: Łopuszna jest dużym, znanym ośrodkiem wczasowym i turystycznym, ale jednak wsią – a tu tak piękne i mądre kazanie, jakiego nie powstydziłaby się stolica najznamienitszej diecezji. Gdy zapytaliśmy naszego  gazdę Bronka, kto to taki, ten ksiądz z Łopusznej, usłyszeliśmy, że to Józik Tischner, którego na zmianę z kolegami bujał w kołysce, gdy jego mama, nauczycielka, prowadziła lekcje. A obecnie znany profesor z Krakowa, który wciąż nosi w sercu rodzinną wieś i starych  przyjaciół.


Czytaj również: Sierpień 80 w Elblągu. Tę historię powinno się znać


Była słoneczna sierpniowa niedziela, z ciekawością czekaliśmy na kolejne kazanie. Ks. Tischner zaczął mówić o Powstaniu Warszawskim. Jego słowa stawały się coraz bardziej zagadkowe, a co kilka zdań powtarzał się wypowiadany z naciskiem zwrot:  „nasi zaczęli”. Trzy tygodnie nie mieliśmy w ręku żadnej gazety, nie słyszeliśmy radia, nie mówiąc o telewizji. Nie mieliśmy pojęcia, co się w kraju działo.

Gdy  wróciliśmy do Elbląga też była niedziela, w poniedziałek  miał się rozpocząć nowy rok szkolny, a nasza córeczka szła właśnie do I klasy. Kiedy wyszliśmy z dworca po wielogodzinnej podróży pociągiem, okazało się, że nie jeździ żaden autobus ani tramwaj. Następnego dnia szkoła była zamknięta, a gdy przyszliśmy  do pracy dowiedzieliśmy się , że to strajk, że stoją największe zakłady w mieście, a wszystko zaczęło się w Gdańskiej Stoczni. Dopiero wtedy zrozumieliśmy, o czym mówił  Ks. Tischner.
Pracowałam wówczas w Wojewódzkim Zarządzie Rozbudowy Miast i Osiedli Wiejskich, który skupiał 4 instytucje. Nikt nie pracował, pilnie śledziliśmy wszystkie doniesienia z Gdańska i zastanawialiśmy się, jak możemy się włączyć do akcji strajkowej. Doszliśmy do wniosku, że strajku w biurze nikt nie zauważy. Postanowiliśmy spisać nasze postulaty i wraz z listem popierającym stoczniowców wysłać do Gdańska, co też uczyniliśmy.
Już na początku września powołaliśmy Zakładową Organizację NSZZ „Solidarność”. A potem przyszły miesiące rozdyskutowane, pracowite i pełne nadziei. Wspaniały i doniosły czas, który zdecydował o całym moim przyszłym życiu.

Na początku Grudnia ’81 narastał niepokój. Na ostatnim zebraniu regionalnej „Solidarności” Przewodniczący Regionu Tadeusz Chmielewski rozdał przewodniczącym Komisji Zakładowych (pełniłam taką funkcję) instrukcje, jak zachować się w razie ogłoszenia stanu wyjątkowego. Przygotowaliśmy skrytki na dokumenty, ustaliliśmy sposoby komunikowania się. Nocą 13 grudnia  zniknęło wielu naszych przyjaciół, a siedziba „Solidarności” została ogołocona i zdewastowana. Za każdym razem, kiedy koło niej przechodzę, przypominam sobie tamte wydarzenia. A przechodzę tamtędy często, ponieważ ostatnia siedziba „Solidarności” przed 13 grudnia mieściła się przy ul.1 Maja, w lokalu, który później przez wiele lat zajmowała księgarnia  Międzynarodowego Klubu Prasy i Książki. Przechodzi tamtędy codziennie wielu ludzi – mieszkańców miasta i przybyszy – nie mając pojęcia, że mijają miejsce, w którym działa się historia Europy.

Takie miejsca nie mogą zostać zapomniane. Dla pamięci kolejnych pokoleń, należałoby wmurować odpowiednią pamiątkową tablicę, która na pewno zainteresowałaby także odwiedzających nasze miasto turystów.  Z  udziału w powstaniu „Solidarności” Elbląg może być dumny – warto o tym przypominać.

Print Friendly, PDF & Email