Memento mori

Memento mori
Fot. Adminstrator

Robi się chłodniej, poranki coraz chłodniejsze, zmrok zapada szybciej niż dotąd, za oknem częściej deszcz niż słońce, drzewa gubią zmieniające kolor liście a my, stajemy przed rozgrzewającymi zziębnięte ciało płomieniami zniczy i w jednej chwili wracamy do miliona wspomnień, setek uśmiechów, uścisków, słów, gestów by po chwili dostrzec bieg czasu, nieubłaganie losu i kruchość wszystkiego co nas otacza. Trudno jest nie odnieść się do tych chwil, które co roku wracają do nas w pierwszych dniach listopada.

Każdy z nas przeżywa te chwile zgodnie z własnym sumieniem i niech tak pozostanie ze względu na wszystko – nawet coraz większą komercjalizację tego święta. Zadajmy sobie pytanie, czy sami czulibyśmy się dobrze, gdyby ktoś z naszych bliskich odwiedzał nas raz do roku – przynosząc przy tym coraz droższe „prezenty”. Z pewnością, znajdą się tacy, co stwierdzą, że przecież te osoby nic nie czują, ich już nie ma, więc o co chodzi…

Niby tak – kto jednak wie…

Ale, mimo wszystko, czy taka jest nasza wdzięczność za to wszystko co minęło, co pozostało we wspomnieniach, co doprowadziło nas do momentu w którym obecnie jesteśmy? Najdroższy znicz, duży doniczkowy kwiat (o zgrozo nawet żywy!) i ta jedna wizyta raz w roku, bo przecież wypada…

  Rafał Sułek  Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 13189

Print Friendly, PDF & Email