Mamy Honorowego Prezesa

Mamy Honorowego Prezesa
Fot. Przemysław Kusyk

Podczas uroczystej Gali Jubileuszowej 25-lecia ERKON odbyło się wręczenie tytułu Honorowego Prezesa długoletniemu Prezesowi i Dyrektorowi ERKON Zbigniewowi Puchalskiemu.

W uznaniu za wielki wkład w funkcjonowanie i rozwój Elbląskiej Rady Konsultacyjnej Osób Niepełnosprawnych, Walne Zebranie członków ERKON przyznało Zbigniewowi Puchalskiemu tytuł Honorowego Prezesa.

Pana działalność w ERKON sięga początków organizacji. Od 1996 r. do października 2018 r. pełnił Pan funkcję Prezesa Zarządu, przez kilka lat jednocześnie Dyrektora Biura, obie funkcje mają charakter społeczny. W tym okresie Rada Konsultacyjna osiągnęła wiele sukcesów, stała się organizacją partnerską dla władz samorządowych, uzyskiwała nagrody za innowacyjne i skuteczne działania w zakresie rehabilitacji społecznej i zawodowej osób niepełnosprawnych. Służył Pan Radzie i środowisku osób niepełnosprawnych swoją wiedzą prawniczą i bezinteresowną pracą. Dziękując za tą wieloletnią działalność życzymy wielu następnych lat w zdrowiu, owocnej realizacji nowych planów, wszelkiej pomyślności w życiu osobistym – napisano w uzasadnieniu.

Zbigniew Puchalski był Prezesem i Dyrektorem Elbląskiej Rady Konsultacyjnej Osób Niepełnosprawnych. Wcześniej pracował jako prokurator, masażysta, doradca i konsultant, wiceprezes Uniwersytetu Trzeciego Wieku i Osób Niepełnosprawnych oraz prezes okręgu Polskiego Związku Niewidomych. Krótko mówiąc – Człowiek Orkiestra, którego warto poznać.Przypomnijmy zatem wywiad, który przeprowadziła ze Zbigniewem Puchalskim dr Marta Kowalczyk, w ramach cyklu rozmów pod nazwą „Nasze Drogi”. Wywiad ukazał się w maju 2013 roku.

Nie jest łatwo namówić go na zwierzenia. W końcu to mężczyzna i były prokurator, który o niszczącej jego oczy retinopatii woli żartować niż rozczulać się nad swoją niedolą. Jest to zgodne z jego filozofią życiową – Niepełnosprawność jako sposób na życie niektórych osób, to mnie zawsze wkurzało – mówi. Trzeba walczyć, bo w życiu jak się sypie, to wszystko po kolei: zdrowie, praca zawodowa, pozycja społeczna, zarobki, rodzina, a czasem też znajomi – dodaje.

Po własnych doświadczeniach życiowych Prezes ERKON, nieco humorystycznie, dzieli czas i sposoby funkcjonowania osób tracących wzrok na trzy etapy, nazywając je z żartobliwą ironią na okresami ślepaka. Według niego etap pierwszy to czas użalania się nad sobą i siedzenia w kącie, niepogodzenia z chorobą/niepełnosprawnością i niekiedy w związku z tym totalnego olewactwa, co „pieszczotliwie” nazywa fazą „obrzyganej łajzy”. – Przełomem jest chwila złapania do ręki tej białej lachy i zdania sobie sprawy, że jestem ślepy. Trochę tak, jak z alkoholikiem. On musi sobie powiedzieć: jestem alkoholikiem, mam problem z uzależnieniem. Ja musiałem sobie zdać sprawę, że jestem ślepy i to jest mój problem. Drugi etap to czas, kiedy osoba z laską zmienia się z sieroty w buntownika. Fazę tę Zbyszek charakteryzuje jako fazę „na d’Artagnana”. Faza trzecia „na Łazukę” to czas, kiedy nasz bohater – wkłada korbę w tory tramwajowe i idzie w świat z szacunkiem do samego siebie – opowiada. Teraz jest ten czas…

– A co było wcześniej? – pytam.

– Wcześniej był Koszalin, gdzie się urodziłem i Bydgoszcz, gdzie skończyłem szkołę podstawową i IV LO. Potem był Gdańsk, gdzie się wyprowadziliśmy z rodzicami, i gdzie na uniwersytecie skończyłem prawo. Wtedy, w 1974 roku, w Akademii Medycznej w Łodzi, stwierdzono, że stracę wzrok, bo mam retinopatię, ale wówczas nie zdawałem sobie z tego sprawy. Robiłem wszystko, co się dało: grałem w nogę, w siatkówkę, biegałem, zrobiłem aplikację i zostałem prokuratorem… w Elblągu. Był rok 1984. Była też praca w cukrowni w Malborku i w browarze elbląskim. Początkowo zaburzenia były uciążliwe, ale postępowały powoli – najpierw zmniejszał się zakres obszaru widzenia, pojawiały się problemy z widzeniem, które nasilały się o zmierzchu i w nocy, stąd wiele osób posądzało mnie, że udaję – dodaje.

– Potem robiłeś karierę jako masażysta. Jak do tego doszło?

– Rok 1988 i przejście na rentę. Zaczął się „zjazd po równi pochyłej”. Tak to nazywam. Lata 1990-1993, kiedy uczyłem się w pomaturalnym studium masażu leczniczego w Bydgoszczy (dla niewidomych – przyp. autorki). Stanąłem przed wejściem do szkoły i zanim wszedłem do środka pomyślałem: „Boże, co ja tutaj robię?!”. Potem, z czasem okazało się, że towarzystwo jest przednie, a wykładowcy empatyczni i profesjonalni. To tu poznałem najlepsze dowcipy o niewidomych.

– Zdradzisz jakieś?

– O nie! Większość to kawały z podtekstem, w dodatku „świńskie” (śmiech). Ale kontynuując, od 1993 roku funkcjonuję jako niewidomy z białą laską, czyli etap „na Łazukę” (śmiech). Po powrocie do Elbląga przez 2 lata pracowałem jako masażysta w przychodni wojewódzkiej, po godzinach rehabilitowałem młodzież ze skoliozą kręgosłupa. Pot płynął ze mnie strugami. To była ciężka praca. W tym samym czasie zacząłem udzielać się w Polskim Związku Niewidomych, dzięki czemu poznałem wielu wspaniałych ludzi, miejscowych społeczników: Ewę Sprawkę, Elę Szczesiul-Cieślak, Teresę Bocheńską, Jasia Krawczyka.

– A Twoje największe osiągnięcie? Z czego jesteś dumny?

– Synowie. Mam trzech synów.

– A sukces w życiu zawodowym?

– Nagroda „Człowiek bez barier 2004”. Potem też nagroda Prezydenta Miasta Elbląg. To docenienie mojej pracy na rzecz niepełnosprawnych, także poradnictwo specjalistyczne przeciw wykluczeniu społecznemu, coś, co ty też robisz.

– Tak, ale dziś mówimy o Tobie. Twój sposób na pozytywne myślenie, masz jakiś?

– Rozmowa. Takie „wygadanie się” przed kimś życzliwym i sympatycznym. Lubię też czytać książki, teraz jest taki wybór audiobooków…

– A co według Ciebie jest największym problemem, taką zmorą osób niewidomych na dziś?

– Osoby, które dosłownie siłowo chcą pomagać, ciągnąc mnie za płaszcz, czy marynarkę przez przejście. Co gorsza, czasem znienacka łapią za ramię. Człowiek traci równowagę. Tyle razy mnie wywrócili, że chyba nie zliczę guzów. Mam też bliznę nad okiem (łuk brwiowy) po tym jak wpadłem do studzienki na chodniku przy ul. Traugutta, kiedy podczas robót drogowych nie była ogrodzona taśmą. Zdarzało się też, że szedłem bez laski, trzymając rękę na ramieniu przewodnika (tak powinno się pomagać niewidomym – przyp. autorki), a potem ludzie pytali mnie o orientację seksualną (śmiech). Miałem też sytuację, że wracając do domu, sąsiadka z balkonu, chcąc pomóc oczywiście, krzyczała do mnie: „w prawo, w lewo”! A ja sobie myślę: A skąd ty kobieto wiesz, gdzie ja chcę iść?! Także różnie bywa.

– Wyzwanie na przyszłość.

– Zawsze chciałem i dążyłem do NORMALNOŚCI. Nie jesteśmy „dziwolągami”. Każdemu może się przydarzyć. Wystarczy chwila, wypadek, udar. Mam kolegę, rzeźbiarza, stracił wzrok praktycznie w jedną noc. Trzeba z tym żyć. Sam miałem wrażenie, że chodząc po ulicach mam stygmat – taki nocnik na głowie z napisem ZOMO, albo coś w tym stylu. Nie widziałem, ale miałem wrażenie, że jak idę ulicą, to wszyscy na mnie patrzą. Teraz już tego nie czuję. Ludzie coraz rzadziej ulegają stereotypom i to dobrze. W końcu w naszym mieście żyje tyle osób chorych, niepełnosprawnych i starszych, że wszyscy powinniśmy być dla siebie życzliwsi.

– Dziękuję za rozmowę. To będzie piękny początek jubileuszowych „naszych dróg” Razem z Tobą.

Print Friendly, PDF & Email