Fatalny poślizg

Fatalny poślizg
Fot. Adminstrator

Aby wywrócić do góry nogami szczęśliwe dotąd życie, wystarczy sekunda. Aby podnieść się i walczyć potrzeba lat. Tomasz Kłosiński, bohater naszej rozmowy w wyniku tragicznego wypadku samochodowego stracił nogę. Pomimo tego odnalazł w sobie siłę by nie poddawać się i zaakceptować nowy rozdział w życiu.  Los zesłał mu prawdziwą miłość i dobrych ludzi, którzy nie pozwolili mu na załamanie, nieustannie go motywując. Obecnie czeka na protezę, która pozwoli mu w miarę normalnie funkcjonować, odciążyć rodzinę  i wreszcie „stanąć na własnych nogach” .

W jakich okolicznościach doszło do wypadku?

W ten feralny dzień, który był akurat ostatnim dniem wakacji,  jechałem z siostrą odebrać mercedesa, bo jestem pasjonatem samochodów. Zaczęło padać. Wcześniej jeszcze dzwonił tata, aby mnie ostrzec, że po takich upałach jakie miały miejsce, kiedy nagle mocno zaczyna padać deszcz, droga może być wyjątkowo śliska. Miał rację. Niestety na podwójnej ciągłej zaczęły wyprzedzać nas samochody w miejscu niedozwolonym. Nie wiem jak to się stało, ale wpadliśmy w poślizg. Udało nam się dojechać do zakrętu, ale zza niego nagle wyjechała ciężarówka. W tej sekundzie zakończył się pewien etap w moim życiu– wszystko się zmieniło.

Jakich obrażeń Pan doznał?

W tamtym momencie „nie ogarniałem świata”, byłem wyłączony, żyłem poza świadomością. Z historii choroby dowiedziałem się, jak bardzo zostałem poturbowany. Lekarze wprowadzili mnie w śpiączkę farmakologiczną, bo ból był nie do zniesienia. Miałem tyle obrażeń, że trudno wymienić je wszystkie: stłuczenie pnia mózgu, niedowład czterokończynowy, dużo złamań w tym złamany łokieć, przez co do dziś trzęsie mi się ręka, zwłaszcza w stresujących chwilach. Leżałem w szpitalu w Iławie. Rany były otwarte cały czas. Potem helikopterem zostałem przetransportowany do szpitala w Elblągu. Lekarze robili wszystko aby uratować nogę, ale pomimo starań w pewnym momencie amputacja była jedyną opcją na przeżycie. Stopniowo wycinano mięśnie. Stopą i tak już nie mógłbym ruszyć, więc trzeba było podjąć decyzję, która spadła na moją mamę. To ona została postawiona w ciężkiej sytuacji decydując co robić. Podpisała dokumenty o amputacji, aby uratować mi życie.

Musiał Pan przeprowadzić się do nowego lokum przystosowanego dla osoby niepełnosprawnej?

Tak, od dwóch lat mamy dużo większe mieszkanie, na parterze. Wcześniej żyłem zamknięty w czterech ścianach. Fundacja Maltańska bardzo nam pomogła i pomaga nadal. My nie byliśmy przygotowani na tą niepełnosprawność. Na początku mieszkaliśmy na drugim piętrze. Wtedy bardzo trudno było mnie znieść. Kiedy ważyłem 60 kg, było lżej, ale gdy ważyłem już 80 konieczne były 3 osoby, które wynosiły mnie z domu. Nie wiedzieliśmy jak przystosować dom, aby można było funkcjonować. Łóżko rehabilitacyjne, łazienka, wszystko musiało być dostosowane do mnie. Przez długi czas nie mogłem odnaleźć się w tej sytuacji. Byłem karmiony przez sondę, miałem rurkę tracheotomiczną i pierwsze słowo, które wypowiedziałem to „ciężko mi”– ciężko mi było oddychać. Przez 9 miesięcy mama była cały czas przy mnie, potem byłem w Pasłęku, w zakładzie opieki medycznej, bo w Elblągu mnie nigdzie nie chcieli przyjąć, tłumacząc, że stan jest zbyt ciężki.

Nieustannie jest przy Panu rodzina?

Tak, mieszkam z rodzicami. Wszyscy mi pomagali i nadal pomagają, pomimo tego, że większość rodziny jest w rozjazdach. Siostra wyjeżdża teraz do Anglii. Brat jest łyżwiarzem, jest w naszej kadrze narodowej wraz z polskimi olimpijczykami. On też próbuje uruchomić kontakty wśród znajomych sportowców, aby rozpowszechnić akcję zbierania pieniędzy na protezę.

Kto Pana rehabilituje?

Od ponad roku rehabilituje mnie zespół w Centrum Rehabilitacji w Elblągu. Widzę bardzo dużą poprawę– rehabilitacja naprawdę przynosi efekty. Już teraz mogę zginać nogą. Tamtejsi rehabilitanci to nie tylko osoby służące profesjonalną pomocą, ale przede wszystkim bardzo dobrzy ludzie. Jednak prawda jest taka, że mój stan wymaga rehabilitacji, która byłaby ciągła. Zapotrzebowanie na nią w obecnym stanie, jest o wiele większe. To jest dochodzenie do jakiegoś pułapu, a potem cofanie się o kilka kroków, dlatego, że rehabilitacja powinna być procesem, który musi trwać bez przerw. Rodzina też próbuje mnie rehabilitować, ale wiadomo, że to nie są profesjonalne ćwiczenia.

Wsparcie najbliższych w trudnych chwilach jest nieocenione, zwłaszcza Pana mamy.

Tak, dokładnie. Chcę też dodać, że bardzo motywuje mnie moja obecna narzeczona, którą poznałem na facebooku. Ona również daje mi siłę. Czasem kiedy mama już jest zmęczona, to narzeczona trzyma mnie w pionie i jej czasem jakoś bardziej słucham (śmiech). Teraz naszym priorytetem jest zakup protezy. Dzięki niej mam nadzieję, zatańczyć na własnym weselu.

Ile kosztuje proteza, kto zajmuje się zbiórką pieniędzy?

Proteza kosztuje 38 tys. złotych. To będzie proteza modularna. Musimy zebrać tą kwotę do 22 listopada. Stopa ma być inteligentna. Dziewczyna z Elbląga, która również jest po amputacji kończyny, pomogła nam znaleźć dobrego protetyka w Gdańsku. Z nową protezą będę mógł normalnie zginać kolana, stopę będę stawiał tak jak zdrowi ludzie. To będzie pierwsza stała proteza. Zanim nauczę się na niej chodzić, może minąć rok, lub dwa lata. Jeśli jednak w ciągu tego czasu nauczę się, będę zadowolony. Na razie uczę się chodzić na chodziku podpachowym. Na trójnogu na jednej ręce nie jestem w stanie się utrzymać i przewracam się.

Ile pieniędzy jeszcze brakuje?

20 tysięcy. 5,5 tys mamy z Narodowego Funduszu , 4.900 dostaliśmy z TVN–u.  Urząd Miejski zaoferował 8 tys. Chcę też dodać, że żona Pana Wójcika, który ma zakład meblowy znany w naszym regionie, także zaoferowała pomoc. Jak już wspomniałem brat również działa w kręgach sportowych, aby uruchomić kontakty i zebrać resztę pieniędzy. Mam świadomość, że w dzisiejszych czasach jest ciężko każdemu, ale wiem też, że ludzie chcą i pomagają na tyle, na ile mogą.

Czyli na dzień dzisiejszy nowoczesna proteza jest Pana marzeniem?

Tak, fajnie byłoby znów chodzić, żeby nie być ciężarem dla rodziny, tym bardziej teraz, kiedy sytuacja w rodzinie nie jest najlepsza.

Ktoś oprócz Pana też choruje?

Mama choruje na cukrzycę i często ma poranne spadki cukru, co powoduje, że rano nie jest w stanie funkcjonować. A ja niestety potrzebuję nieustannej pomocy. Trzeba mnie przygotować na rehabilitację, ubrać, wywieźć, odebrać, w międzyczasie zrobić obiad, zająć się codziennymi obowiązkami domowymi. Jest ciężko, tym bardziej, że ostatnio dowiedzieliśmy się, że tata zachorował na raka. Powoli zostajemy odcięci od finansów, bo tata w tym momencie jest na ubezpieczeniu. Problemy rosną i proteza dzisiaj to dla mnie jak wybawienie. Muszę stanąć na nogi.

Myśli Pan, że tego typu wypadek zmienia człowieka? Zmienia jego postrzeganie otoczenia, świata, życia?

I zmienia i nie. Bo są nawyki, przyzwyczajenia, które miało się z poprzednich lat. Jeśli chodzi o charakter– nic się nie zmienia. Jest takie przekonanie, że po takim wypadku, po takim dramacie i traumatycznych przejściach, ludzie się zmieniają, i zaczynają szybko się adaptować, ale to nieprawda. Nie da rady tak szybko się zmienić. Są dni, że jest fajnie, ale i bywa, że człowiek już nie ma siły i znów powraca depresja.

Czy w gorszych momentach, oprócz rodziny, może Pan liczyć na wsparcie przyjaciół? Czy po wypadku nagle się „rozpłynęli”?

Nie ma tylu przyjaciół, co kiedyś. Przed wypadkiem, dom tętnił życiem. Pomimo małego metrażu– pękał w szwach. To się zmieniło. Czasami ktoś się dowiaduje, pyta, ale to sporadyczne zainteresowanie. Mam wrażenie, że oni się boją, jakby nie wiedzieli jak mają się zachować, co powiedzieć. Ja rozumiem, że na początku mogli się przestraszyć, ale teraz jest już ze mną lepiej. Ja naprawdę nie gryzę (śmiech). Poza tym, że nie mam nogi, jestem taki jak byłem.

Czy jest coś co w obecnym stanie może sprawić Panu radość?

Niedawno wraz z narzeczoną kupiliśmy auto z automatyczną skrzynią biegów. Ja od zawsze kochałem samochody. Po 5 latach, pomimo obaw mojej mamy, kiedy wsiadam do samochodu, choć przez sekundę czy dwie, czuję się wolny i szczęśliwy.

Zainteresowani pomocą Tomkowi mogą wpłacać pieniądze na konto

Regionalne Centrum Wolontariatu w Elblągu

Nr konta: 76 2490 0005 0000 4500 3208 7192

Tytuł przelewu: "Dla Tomka"

  Aleksandra Kazuro Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 13047

Print Friendly, PDF & Email