Diamentowe gody państwa Biskupskich

Dzisiaj ( 7 lutego ), o godz. 18.00 odbędzie się msza święta dziękczynna za wszystkie przeżyte i przyszłe lata państwa Stanisławy i Henryka Biskupskich oraz w intencji ich synów z rodzinami. Dostojni Jubilaci obchodzą dzisiaj 60 rocznicę ślubu. Dzisiaj On ma 89 lat, Ona – 82.

Msza święta dziękczynna oraz w intencji rodziny Biskupskich odbędzie się w kościele pod wezwaniem św. Brunona, przy ul. Kosynierów Gdyńskich. Jubilaci niestety nie będą w niej uczestniczyli z powodu stanu zdrowia.

Pan Henryk Biskupski przez wiele lat był aktywnym liderem Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków i założycielem koła w Elblągu. Pod jego kierownictwem organizacja prężnie i efektywnie działała na rzecz chorych na cukrzycę. Wraz z jego odejściem z PSD w związku z postępami choroby, działalność stowarzyszenia zamarła, nad czym pan Henryk bardzo ubolewa. Pan Biskupski był również aktywnym członkiem zarządu Elbląskiej Rady Konsultacyjnej Osób Niepełnosprawnych.

Pan Henryk z uwagą śledzi informacje dotyczące środowiska pozarządowego, osób niepełnosprawnych, a szczególnie diabetyków. Miesięcznik „Razem z Tobą”, który dostarczamy państwu Biskupskim do domu, wysyła do Zarządu Głównego PSD w Bydgoszczy, a redakacji daje prztyczka, gdy jego zdaniem, za mało piszemy o cukrzycy.
A mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych…

REDAKCJA „RAZEM Z TOBĄ”
SKŁADA
PAŃSTWU STANISŁAWIE I HENRYKOWI BISKUPSKIM
WRAZ Z WIĄZANKĄ RÓŻ,
SERDECZNE GRATULACJE I ŻYCZENIA JAK NAJLEPSZEGO SAMOPOCZUCIA ORAZ GŁĘBOKIEJ SATYSFAKCJI Z OWOCNIE PRZEŻYTYCH LAT.

Redakcja nie omieszkała wybrać się do Państwa Biskupskich, aby zapytać ich czy są szczęśliwi, że los pozwolił im przeżyć razem tyle lat.

Na początek chciałam złożyć Państwu najserdeczniejsze życzenia, dużo zdrowia, szczęścia i miłości i obyście Państwo spędzili jak najwięcej lat razem.

Jak państwo się czujecie, jak zdrówko?
H. B. Sama Pani widzi –  niedawno wyszedł ode mnie lekarz. Ja mam tyle schorzeń, że nawet nie chcę ich wyliczać. Jedno jest pewne, lekarki, które mną się opiekują, to mówią,: „wszyscy dziwimy  się, że pan żyje;  ma pan pięć chorób nieuleczalnych”. – A ja żyję, nie wiem na przekór komu.

Po prostu kocha Pan życie!
O tak, to jest mądre zdanie – kochać życie. Ale ja siedem lat siedzę ( po amputacji nóg ), to wie Pani co, dziwią się wszyscy, że ja mam poczucie humoru, że jestem pogodny, że nie przeklinam losu. A ja mówię, że tak musiało się stać i przyjąłem to z pokorą. Jestem religijnym człowiekiem i wierzę, że dzięki jakimś siłom nadprzyrodzonym, czy dobrym duchom egzystuję. Wie Pani, ja potrafię jednocześnie płakać i opowiadać kawały. Jestem rzadkim egzemplarzem.

A jak Pani się czuje, Pani Stanisławo?
Ja mam się dobrze, trochę jestem przeziębiona, ale lekarka mnie przebadała i powiedziała, że to nic poważnego.

Panie Henryku, ma Pan 89 lat i jest Pan bardzo sprawny intelektualnie, i co ważne ma Pan ogromne poczucie humoru, i napawa Pan optymizmem.
Tak wszyscy się dziwią, że mam takie zdrowe myślenie przy 89 latach. Mam także doskonałą pamięć. Ja mogę Pani opowiedzieć o moim koledze, który siedział ze mną w szkolnej ławce w 1932 roku. Niestety w zeszłym miesiącu umarł. Byliśmy cały czas w kontakcie, on mieszkał w Warszawie. To przykre, niestety już go nie ma. Teraz tylko ja zostałem z tych starych dziadków.

Skoro pamięć Pana nie zawodzi, to niech mi Pan opowie, jak poznał  swoją żonę?
Oo! (uśmiech na twarzy Pana Henryka). My się znaliśmy rok przez telefon. Rozmawialiśmy i któregoś dnia mówię: „Słuchaj, nie znamy się, nie opisujemy swego wyglądu zewnętrznego, to spotkajmy się! Wyznaczmy sobie jeden dzień.” Moja żona miała bardzo charakterystyczną pracę –  była telefonistką i pracowała w różnych godzinach, rano, po południu, w nocy. Ja także miałem taką charakterystyczną pracę, dlatego nigdy nie mogliśmy sobie zaplanować żeby spotkać się, pójść do teatru, czy do kina, bo nigdy nie można było zgrać tego terminu. Ja większość życia poświęciłem zawodowo kulturze fizycznej i turystyce. I wszystkie soboty i niedziele miałem zajęte.

Ale w końcu doszło do tego pierwszego spotkania?
Tak, w końcu się spotkaliśmy, to był rok 1947, na wiosnę. Nasze spotkanie miało miejsce w Malborku koło magistratu. Ja tak idę i patrzę idzie taka jakaś, ja wiem – drobniutka, chudziutka – ale bardzo ładna. Nasza rozmowa była bardzo ciekawa. Powiem Pani, że tak nas do siebie ciągnęło i widywaliśmy się codziennie. Ja odprowadzałem ją do pracy, przyprowadzałem ją po pracy do domu. I tak po roku chodzenia namówiłem ją, żebym przeprowadził się do jej rodzinnego domu. Ja sprzedałem mieszkanie i się do niej wprowadziłem. Jednak rodzice nas napominali, że tak nie można żyć, no i wzięliśmy ślub.

I tak żyją już państwo ze sobą 60 lat. A jak mijały Państwu te lata?
Tak, to już 60 lat. Powiem Pani, że było różnie. I pod górę i z góry i na równoważni. Ale ja nigdy nie podniosłem na żonę głosu, czy palca, były czasami jakieś pogadanki, docinanki. Ale my z żoną zawsze dochodziliśmy do wspólnego mianownika i problemy rozwiązywaliśmy wspólnie.

Dowodem waszej miłości są dwaj synowie. Mówi Pan, że praca pochłaniała większość waszego czasu, czy zatem mieliście Państwo czas na wychowanie waszych pociech?
Mało czasu poświęcaliście na wychowanie dzieci. No bo ten charakter pracy, taki durny, dlatego ciotki mojej żony wychowywały naszych synów. Ale wpoiliśmy im nasze wartości i wskazaliśmy, że miłość jest bardzo ważna. Od 40 lat obaj synowie pracują i mieszkają w Warszawie. I tak ten czas przeleciał, że dzisiaj my nie dowierzamy, że to jest 60 lat. A jak długo to jeszcze potrwa, to tylko Bóg wie.

Kiedy mówi Pan o żonie, gości na Pana twarzy uśmiech. Bardzo musi ją Pan kochać.
O tak, my ciągle się tak mocno kochamy, jak na początku. Idąc spać dajemy sobie buźki na dobranoc, jak dawniej. I życzymy sobie, żeby dobry Bóg pozwolił nam jutro się spotkać. Żona też jest ciężko chora, ma nieuleczalny guz mózgu, który w każdej chwili może się obudzić!

Pani Henryko, jakim człowiekiem był Pani mąż kiedy się poznaliście i później przez te wszystkie lata? Czy był spokojny czy raczej energiczny?
Mój mąż nie usiedział w domu, ciągle gdzieś gonił. Działał w szeregu organizacjach, klubach sportowych. Dlatego był gościem w domu.

H.B. I właśnie teraz  mi brakuje tego życia, ja w ogóle nie wychodzę z domu, a chciałbym gdzieś móc uwolnić tą moją energię.

Ja jestem pełna podziwu, że można tak pięknie przeżyć we dwoje tyle lat. Państwo przecież nadal bardzo się kochają?
O tak, mój mąż jest dla mnie wszystkim, a ja dla niego. On tak się pięknie do mnie odnosi, z uczuciem.

Dziękuję Państwu serdecznie za rozmowę i życzę jeszcze wielu lat spędzonych razem i dużo zdrowia oczywiście.
Zdjęcie Jubilatów wykonane zostało dn. 6 lutego 2008 r.
Fot. Monika Stando  Monika Stando Wersja archiwalna wpisu dostępna pod adresem: http://razemztoba.pl/beta/index.php?NS=srodek_new_&nrartyk= 2213

Print Friendly, PDF & Email